Geoblog.pl    ciachbajera    Podróże    Francuski hash'n'roll 2004 (Pisze się)    Dlaczego nie nalezy sobie robić żartów telefonicznych
Zwiń mapę
2004
24
sie

Dlaczego nie nalezy sobie robić żartów telefonicznych

 
Francja
Francja, Saint-Paul-de-Varax
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1551 km
 
A tego oto dnia umówiliśmy się w niewielkiej mieścinie Saunt-Paul-de-Varax, ze względu, o ile dobrze pamiętam na liczne podobno wokół jeziora. No to jedziemy.
Z tego co w zakamarkach mojej pamięci się czai, miałem miejsce na szosie całkiem przyzwoite, Kondon miał miejsce mniej, bo za mną, ale szybciej pojechał, bo, jak się potem okazało, ponoć źle mi z oczu patrzyło. A raczej poczciwe ze mnie bydle.
Łapał też poznany dzień wcześniej Andre, znowuż też nazywał mnie bratem, chyba znowu w celu wymuszenia papierosa. Bagaż miał niewielki, ale jako typowy Brazylijczyk miał ze sobą piłkę do nogi, a jak się okazało w trasie był już parę łądnych lat i chyba powoli zbierał się w stronę Szwajcarii, żeby chyba swoją druga połowę odebrać stamtąd (pracowała tam chyba) i razem ruszyć w wiat.
W końcu udało się kogoś na te oczy, z których chyba już mniej źle patrzyło, zatrzymać, spakowaliśmy siebie, spakowaliśmy Andre, bo było nam po drodze i pojechaliśmy do niedaleko leżącej niewielkiej mieściny o nazwie Boufort. Kierowca, młody chłopak, fan reagge, szybko podjął z Andre rozmowę o marichuanie i w ten oto sposób zajechaliśmy na górkę w owym Boufort, gdzie to chłopcy skręcili sobie jointa, ja otworzyłem piwo, a dziołcha, co to z nami jeździła nie zrobiła nic, bo nie miała w zwyczaju się odurzać.
A chwilę potem spadł sakramencki deszcz, zmokliśmy równie sakramencko i wtedy też w mrocznych zakamarkach duszy owego dziewczęcia wykiełkowała myśl o zrobieniu żartu telefonicznego (być może wynikał on z nieznajomości angielskiego, który to był językiem w jakim komunikowała się cała reszta osób występujących w ej, jakże zabawnej scence). No więc żart telefoniczny został wykonany, a polegał na wysłaniu do kogoś, kto w tym Saunt-Paul miał sie z nami spotkać SMSa o jakże żartobliwej treści: "Jesteśmy w lesie, jesteśmy cali mokrzy i nie wiemy co z nami zrobią". Potem myślałem, że Kondon mnie zabije, chociaż w tym wypadku Bogu ducha winny byłem.
Pomijając kwestię żartu telefonicznego i ogólnie srogiego niepokoju, jakim przepełnił on kiljka osób dalsza sytuacja rozwijała się anstępująco: Deszcz ustał, słonko wyszło, Andre uznał, że zostaje z nowo poznanymi chłopakiami, a my, wbrew ich zaproszeniom ruszyliśmy dalej, bo namiot mieliśmy dla kilku osób i w ogóle. W każdym razie już nam chłopaki wciskali pieniądze na bilety, ale ja, wierny idei autostopu nie miałem zamiaru ich przyjmować i w końcu złapaliśmy samochód już nie pamiętam dokąd. Kierowca też był młody, nas zpoprzedni kierowca w mowie Moliera się z nim dogadał, wszystko pięknie ładnie, trochę podjechaliśmy, potem szybka przesiadka w jakiś dostawczy i jesteśmy.
Namioty za jakąś chłodnią były rozbte, jezior nie znaleźliśmy, za to dostałem opierdol za ów żart, który jak mówiłem, nie z mojej winy powstał i nie w smiech mi był także. I następnego dnia przyszło za takie figle odpokutować.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 4.5% świata (9 państw)
Zasoby: 47 wpisów47 2 komentarze2 53 zdjęcia53 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
12.08.2009 - 28.08.2009
 
 
 
01.08.2008 - 15.08.2008