Po wygramoleniu się z namiotu jemy kolejną (później stanie się to już obiektem żartów) michę płatków z mlekiem, pakujemy graty i, jak zaplanowalism wcześniej, pieszo udajemy się w stronę granicy. W końcu tylko 10 km.
Pogranicze węgiersko-serbskie to kawał ciekawego miejsca. Zasiane kukurydzą i papryką, płaskie jak stół i do tego przywołujące na mśl Mad Maxa czy innego Fallouta - opuszczona stacja benzynowa czy betonowa bryła z napisem "shop". Taki własnie krajobraz towarzyszy nam do miejscowości o wszystko mówiącej nazwie Rószke - ostatnia widniejąca na mapie wioska przed byłą Jugosławią.
Na miejscu, po szybkim odnalezieniu stacji kolejowej (wrodzone zdolności lingwistyczne sprawiły, że pan dróżnik fantastycznie wyjasnił nam na migi jak tam dojść), otoczeni ludźmi w mundurach, dochodzimy do wniosku - to chyba nie stacja tylko posterunek celny. Szczęśliwie lituje się nad nami serbski kolejarz, który zaprasza nas do swej konserwy na szynach przypominającej wartburga dziadka. Zabiera nas spowrotem do Szeged umijając nam czas rozmową. Dobrze, że języki słowiańskie są do siebie podobne.
Owa konserwa na szynach to jak się już niektórzy domyślili pociąg osobowy. Ciekawy okrutnie był fakt, że do prawidłowego jej działania niezbędne było gmeranie przy czymś w okrutnie śmierdzącej toalecie, co czynił "nasz" koelejarz. Drugi przy pomocy kawału żelastwa wprawiał toto w ruch. Choć dwa razy się zepsuło, a raz przepuszczało samochody. W Szeged (w Segedynie czyli skądśmy przyszli) pan kolejarz nie pozwala nam wysiąść, zręcznie manewruje swą maszyną po bocznicy i zabiera nas do Serbii, w międzyczasie inkasując nasze forinty, których to mieliśmy niewiele, oraz naturalnie bawiąc nas rozmową. A wiemy że był w Polsce na weselu w Trzebini i było dużo wódki a on nie lubi wódki i że był w Oświęcimiu i że w Polsce mu się podoba a z Suboticy będzie ekspres do Belgradu i że na Euro26 i ISIC są zniżki a ty czemu nie masz karty zapytał Emilię, która nie miała. Taki to był miły kolejarz.
A w Suboticy w prześlicznie wyglądającej budce pod dworcem, która to zwała się Hamburgerija, wypijamy po sztuce Jelen Pivo i Jubilarno Pivo, oraz robim zakupy i zaczynamy przyzwyczajać się do cyrylicy. A oto i nasz ekspres...