Rankiem, jeszcze po słowackiej strony Dunaju, nad michą (kolejną) płatków owsianych z mlekiem odbieram SMSa od brata: Zamieszki antyrządowe w Budapeszcie (...). Tępe uśmiechy pojawiają się na anszych twarzach i już wiadomo gdzie pojedziemy. Po szybkim acz gruntownym (i to bez zdejmowania plecaków) zwiedzeniu bazyliki w Esztergom (Ostrzyhom, jak mówi wikipedia), idziemy na dworzec, gdzie po wypiciu piwa marki Arany Aszok wsiadamy w pociąg do stolicy.
Na miejscu zamiast płonących barykad widzę ten sam Budapeszt co rok temu, chociaż nie robi już takiego wrażenia. Po zakwaterowaniu się w hostelu wyruszam na sightseeing, a wieczorem pod parlament. I znowu wygląda to inaczej niż się spodziewałem. Szczęśliwie reporter TVN24 objaśnił nam całą sytuację i znowu wychodzi na to, że media kłamią (co w wypadku tychże demonstracji nabiera nowego znaczenia - jak kto nie wie o co chodzi niech zobaczy na wikipedii pod hasłem zamieszki w Budapeszcie).
Podobnie spędzamy kolejną dobę, w dzień oddając się grzecznej turystyce a wieczorem obalając system :)A potem dalej na południe.