Pociąg do Warszawy, w Warszawie żegnamy Konrada, zamieniamy go na Jacę, który to wraca z poprawek w Łodzi do domu. Wieczorem jesteśmy.
PODSUMOWANIE?
Wyszło trochę patetycznie, ale składają się na to cztery czynniki: po pierwsze przy pisaniu słuchałem sątraku z Black Hawk Down, gdzie zdażają się takie tam różne podnioślejsze numery; po drugie mam na karku sporo do załatwienia na uczelni, pętla ccoraz silniej zaciśnięta, więc zajmuje się czyms niezwiązanym; po trzecie taka już moja natura, że czasem lubię tak wypieścić, żeby brzmiało, że ho ho; po czwarte był to zaiste kapitalny wyjazd i tak też można go opisywać. O.
Łącznie spędziliśmy mniej więcej trzy doby w pociągach, wypiliśmy po 1,5 skrzynki piwa na głowę, zjedlismy z 5 kg płatków owsianych i cholera wie ile kanapek, raz zjedliśmy ciepły i pełnowartościowy posiłek, byliśmy w stolicy każdego z mijanych krajów (Bratysława tylko na obrzeżach, jakoś te pociągi na Słowacji nie lubią prosto do celu jeździć).
Został cholerny niedosyt, dlatego już szykowane są plany na Albanię, przez Bośnię i Hercegowinę. Zobaczymy.